22 listopada 2012

A love disappointment


So here is it.  My first love disappointment. I say disappointment, because it's not a broken heart, thanks God. Looking at my reaction I don't think I am able to control my feelings even a bit. I must say I was terrible yesterday when my Someone-I-Don't-Know-Who-Cause-I-Have-No-Idea-What-I'm-Feeling told me he likes my friend. At first I was even proud of myself. I said I am happy for them etc. etc. I went back home and I was doing my homework when I suddenly realized I was lying,crying on the floor. And I felt terrible. Today I went to school in track-suit so you must understand how huge was my sadness. And you know what? It passed. Maybe not totally, but when I came out of the bus at my housing I realized I didn't feel so terrible anymore. I looked at the leaves on the floor, at the naked trees, singing birds, singing their last songs before winter. I find it extremly difficult to be sad in a world where there's so much beauty around you.

A więc tak to wygląda. Filmy młodzieżowe i te mniej zawsze pokazują zapłakaną kobietę na środku kuchni jedzącą bez opamiętania czekoladę, tymczasem ja byłam jedynie otępiała. Płakałam, no pewnie, ale żadnego opychania się bez opamiętania. Panie i Panowie, mój pierwszy zawód miłosny! Przeżyła go Julia Capuletti (w sumie to nie przeżyła), Bridget Jones i ja. I chociaż wreszcie mogę stanąć w rzędzie obok wszystkich kobiet, które go przeżyły, mam chyba nieco inne podejście. Co prawda, nie mam złamanego serca, tak daleko mój ból nie sięga. Zawód to  najlepsze słowo, zawiodłam się na nim. Woli moją przyjaciółkę. Boli, przyznaję, ale cóż- nie ten to inny. I to pierwsza rzecz, za którą wszystkie romantyczne, zakochane dziewczyny zlinczowałyby mnie publicznie. Nie wierzę ani w miłość od pierwszego wejrzenia, ani po grobową deskę. Chyba, że nazywacie się Capuletti i Monteki i wasz romans ma trwać siedem dni, to wtedy rzeczywiście będzie to miłość aż po grób. Pewnie mam teraz dobrą chwilę, pewnie jeszcze będę smutna. Pewnie ubiorę się w dres i zwinę w kłębek- nawiasem mówiąc przyszłam do szkoły w dresie, musicie sobie wyobrazić, że rzeczywiście cierpię. Nie udaję, że nie. Gdzieś tam w środku czai się gorycz i żal. Ale nie płaczę, nie wyrywam włosów z głowy. Nie ten to inny. Rozpaczanie, uważam za znacznie przereklamowane. Zrobiłam sobie wczoraj jeden taki wieczór i nie polecam. Marnowanie czasu. Nie trzymajcie się przeszłości, od razu ruszajcie dalej. Mamy tylko jedno życie na tym cudownym świecie.Dla mnie bycie nieszczęśliwą na świecie, gdzie jest tyle piękna, jest grzechem.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz