4 grudnia 2012

White madness



I know I've disappeard for a while but I was lying under huge pile of my homework. Also, I didn't really have an idea what to write about. Luckily my inspiration literally fell from the sky today when I was at school. Yeah, I am talking about snow. You know, I hate being cold. 10 Celsius degrees would be the lowest tempreture if I could choose, but first snow has something magical in it. 

Wiem, że zniknęłam na jakiś czas, ale ogromniasta kupa prac domowych i obowiązków mnie przygniotła. No i może trochę brak mi było inspiracji. Na szczęście dzisiaj, jakoś między fizyką i geografią spadła mi prosto z nieba- i to  dosłownie. Taaak, mam na myśli śnieg! Wiecie, nie znoszę zimna. Na prawdę. Gdy zbliża się grudzień mam ochotę spakować walizki i odlecieć jak jaskółki do ciepłych krajów. Optymalna temperatura to około 10 stopni. Mimo wszystko na widok białych puszystych płatków zupełnie oszalałam.




You stop thinking about freeze outside and just look at white, fluffy pieces. We all went crazy, although we're not kids anymore. But first snow turns all of us into children again. So you could imagine the situation outside, when the break started. Everyone, absolutely everyone were stupidly smiling and throwing snowballs in another. Just like in kindergarden. But is that bad? We keep being so mature all the time, so this one time I'm saying:  Let's be kids again!

Pierwszy śnieg ma w sobie coś absolutnie magicznego. I jak się okazało na przerwie, nie tylko ja oszalałam. Mniej więcej cała szkoła. Wszyscy z szerokimi uśmiechami patrzyli dookoła z zachwytem albo rzucali się śnieżkami.Niby liceum, a jakie dzieci. Chociaż czy to źle? Na co dzień jesteśmy przecież tak do znudzenia normalnie dorośli, a więc raz na jakiś czas mówmy sobie: Bądźmy znowu dziećmi!



It's my town in winter/ Poznań zimą ;))

25 listopada 2012

The Icon



White dress, blond hair and sexy red lips? Synonymous to Marilyn Monroe. Le petit robe noire, invention of trousers for women and the most famous parfume all over the world? Coco Chanel. There are things synonymous with one person, things that make that someone AN ICON. An icon of style, fashion and elegancy. Audrey Hepburn, Marilyn Monroe, Grace Kelly... Hearing their names we immediately have their picture in head. Gently smiling, looking annyoingly perfect they created perfect image of themselves, which people will remember forever.

Biała, podwiewająca sukienka, platynowe włosy i zmysłowe czerwone usta? Synonim do symbolu seksu Marilyn Monroe. Le petit robe noire, pierwszy raz w modzie damskie spodnie i najbardziej znane perfumy świata? Madmoiselle Coco Chanel. Rzeczy, które kojarzą nam się tylko z jedną osobą, rzeczy, które sprawiają, że ktoś staje się IKONĄ.  Ikoną stylu, mody i elegancji. Audrey Hepburn, Marilyn Monroe, Grace Kelly... Słysząć te nazwiska natychmiast w głowie pojawia nam się ich obraz. Zawsze uśmiechnięte, wyglądające irytująco idealnie stworzyły perfekcyjny obraz samych siebie, którzy my zwykli, szarzy śmiertelnicy, będziemy pamiętać na zawsze.



Gisele Bundchen w legendarnej pozycji Brigitte Bardot na okładce Elle Brazil






This specific elegant style that characterized actresses from 40s, 50s, 60s, 70s and even 80s died with the beginning of new era. Of era where celebrities wear dresses made of meat or they don't wear anything at all. Elegancy? Typical style? Does it still exist? Nowadays where people are fashion victims or fashion ignorants something like that is not longer possible. Everyone wears the same, even the stars. Celebrities are much more like us in 2012 and they are no longer someone special. Neither in lifestyle nor in style.

Ten specyficzny, elegancki styl charakteryzujący aktorki z lat 40, 50, 60, 70 i nawet 80 umarł wraz z początkiem nowej ery. Ery celebrytek, które zamiast kostiumów Chanel czy sukni Givenchy'ego wolą kreacje zrobione z mięsa. Elegancja? Własny styl? Czy w XXI wieku nadal istnieją? Dzisiaj ludzie są ofiarami mody lub ignorantami. Zamiast szukać własnego stylu wpasowują się w gotowe zestawy prosto z manekinów. A oryginalność jest równorzędna z tandetą. Wszyscy wyglądamy tak samo, z gwiazdami włącznie. Jedni taniej, inni drożej, ale tak samo. W 2012 aktorki, piosenkarki i inni sławni, wcale tak bardzo się od nas nie różnią. Ani w stylu życia, ani w stylu ubierania.






P.S Sorry for my English, I know it's not perfect but I;m doing my best :) 

Please, support my blog I'm just starting and I find it really difficult, so please comment and tell your friends about it :)

Prowadzenie bloga to wcale nie taka łatwa sprawa, jak mi się wydawało, więc proszę Was o cierpliwość i trochę pomocy- komentujcie i mówcie Waszym znajomym, będę  bardzo wdzięczna :)

22 listopada 2012

A love disappointment


So here is it.  My first love disappointment. I say disappointment, because it's not a broken heart, thanks God. Looking at my reaction I don't think I am able to control my feelings even a bit. I must say I was terrible yesterday when my Someone-I-Don't-Know-Who-Cause-I-Have-No-Idea-What-I'm-Feeling told me he likes my friend. At first I was even proud of myself. I said I am happy for them etc. etc. I went back home and I was doing my homework when I suddenly realized I was lying,crying on the floor. And I felt terrible. Today I went to school in track-suit so you must understand how huge was my sadness. And you know what? It passed. Maybe not totally, but when I came out of the bus at my housing I realized I didn't feel so terrible anymore. I looked at the leaves on the floor, at the naked trees, singing birds, singing their last songs before winter. I find it extremly difficult to be sad in a world where there's so much beauty around you.

A więc tak to wygląda. Filmy młodzieżowe i te mniej zawsze pokazują zapłakaną kobietę na środku kuchni jedzącą bez opamiętania czekoladę, tymczasem ja byłam jedynie otępiała. Płakałam, no pewnie, ale żadnego opychania się bez opamiętania. Panie i Panowie, mój pierwszy zawód miłosny! Przeżyła go Julia Capuletti (w sumie to nie przeżyła), Bridget Jones i ja. I chociaż wreszcie mogę stanąć w rzędzie obok wszystkich kobiet, które go przeżyły, mam chyba nieco inne podejście. Co prawda, nie mam złamanego serca, tak daleko mój ból nie sięga. Zawód to  najlepsze słowo, zawiodłam się na nim. Woli moją przyjaciółkę. Boli, przyznaję, ale cóż- nie ten to inny. I to pierwsza rzecz, za którą wszystkie romantyczne, zakochane dziewczyny zlinczowałyby mnie publicznie. Nie wierzę ani w miłość od pierwszego wejrzenia, ani po grobową deskę. Chyba, że nazywacie się Capuletti i Monteki i wasz romans ma trwać siedem dni, to wtedy rzeczywiście będzie to miłość aż po grób. Pewnie mam teraz dobrą chwilę, pewnie jeszcze będę smutna. Pewnie ubiorę się w dres i zwinę w kłębek- nawiasem mówiąc przyszłam do szkoły w dresie, musicie sobie wyobrazić, że rzeczywiście cierpię. Nie udaję, że nie. Gdzieś tam w środku czai się gorycz i żal. Ale nie płaczę, nie wyrywam włosów z głowy. Nie ten to inny. Rozpaczanie, uważam za znacznie przereklamowane. Zrobiłam sobie wczoraj jeden taki wieczór i nie polecam. Marnowanie czasu. Nie trzymajcie się przeszłości, od razu ruszajcie dalej. Mamy tylko jedno życie na tym cudownym świecie.Dla mnie bycie nieszczęśliwą na świecie, gdzie jest tyle piękna, jest grzechem.